Na świerkach, które pięknie otulają nasz dom, zamieszkały kowaliki. Tego dnia odbywały się pierwsze wyloty młodych z gniazd. Usłyszałam puknięcie w okno. Niewiele myśląc otworzyłam je i wyskoczyłam. Wysokość bezpieczna, bo tylko 1,5 metra i jeszcze na boso. Przeszukałam szybko miejsca pod oknami, bo już kotka Matka czaiła się na małego oszołomionego uderzeniem w szybę ptaszka. Maluch był przytomny. Zaniosłam go do domu, gdzie powoli dochodził do siebie. Kilka ćwiczeń, sprawdzenie skrzydełek i przygotowanie do lotu….Na spacerze dzielnie siedział sobie na dłoni i obserwował teren, potem kilka podniesień i poderwał się do góry. Mama kowalików obserwowała wszystko ze świerkowego pnia…..Udało się!!! Nie minęło kilka minut, a sytuacja się powtórzyła, szybki wyskok przez okno, dość długie szukanie i jest. Tym razem był to młody samczyk. Oznakowałam jego nóżkę, aby sprawdzić, czy sytuacja będzie się powtarzać i czy to ten sam ptaszek. Ten przypadek był trudniejszy, ale po godzinie fruwał już po mieszkaniu, nawet wisiał pod sufitem na jednym pazurku….Pierwsze wyloty są zawsze trudne, a duże okna wcale im w tym nie pomagają…jm

jola_maj